Brakuje mi polskiej, zlotej, pieknej jesieni.
W zamian Marakesz oferuje mi pelna kolorystyke w jesienne miesiace.
Zwykly spacer, wyjscie na moj ulubiony mini targ dodaje mi energii na caly dzien.

Przechodzac przez ulice (boczna, nie glowna!) czesto widac palmy na srodku drogi. Jako, ze jest zakaz wycinania palm tak tez spowalniacze na ulicach w Marakeszu sa w formie wysepek palmowych.

Targ sam w sobie jest dziwacznym miejscem.

Trzeba sie do tego miejsca przyzwyczaic ale jakosc warzyw i owocow sezonowych jest najlepsza. Lubie pogadac ze sprzedajacym o pogodzie, sasiadach i o samych warzywach - czyli rozmowa o niczym ale jakze relaksujaca, pelna usmiechow i zyczliwosci. Zawsze dostane peczek swiezej miety w prezencie.

Pachnie dookola mnie a ja ruszam do najokrotniejszego miejsca czyli ¨Kurzarnii¨.
Aby zjesc dobry drob to trzeba podejsc wlasnie tam. Pan wybiera dla mnie dorodnego kurczaka, wazy i juz nie w mojej obecnosci dokonuje masakrycznej czynnosci odebrania zycia biednemu kurczakowi. No coz tak to wyglada w rzezcywistosci. Wiekszosc mieso je, wiec chyba nie powinno nas to obrzydzac a jednak zawsze smutno jakos sie robi.
No ale jesc trzeba!
Wracajac znowu widze wszedobylskie bugenwilie i zapominam o koszmarach jakie musial przejsc moj kurczak przed obiadem.